marek_a 2010-01-23 01:07:30 | ocena = brak oceny
W tej okolicy jest zbyt uroczyście
Jaskółki kreślą nad wodami freski
W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski
A usta milczą to, co widzą oczy
Światło szeleści, zmawiają się liście
Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy.
Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie?
W ubiorze błazna, ptaka i anioła
Ona spod ziemi niebieskie latarnie
Tańczącą stopą pod sad nas przywoła
Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią
Będą się modlić i zabijać o nią.
Im się sprzedaje święcone obrazki
I wodą w górze ucisza się w nich
Grają organy i z twarzy im maski
Zrywa idący po przez popiół mnich
A w tedy widać, że święci i oni
Smucą się w cieniu tej samej jabłoni.
Do tych ludzi starczy zejść z pagórka
Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku
Skrzypce gdzie śpiewka stroszy siwe piórka
A staną w tańcu, choć by na obłoku
I przyszło im krzesać oberka
I z piekła wezmą tancerkę jeśli ich urzekła
Tak tu będzie jak bywa po burzy
Kiedy wystarczy ręką trącić gałąź
A by czuć jeszcze fosfór błyskawicy
Tego obrazu flet już nie powtórzy
Przed nami stoi miska soczewicy
Bo się ci ludzie urodzili w tańcu
I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic
Chodzą się modlić do gwiazd na różańcu
Albo oparci plecami o sad
Szukają w sobie kocią trwogą źrenic
Ziemi, przez, który biegnie mirry ślad.
W tedy się nagle mój kraj komuś przyśni
Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni
Spłoszona gałąź ucieknie od liści
Ptak zawoła przez sen leśne echo
Wieczorna zorza odchodząc zadudni
I nocne gniazdo uwije pod strzechą.
Pogasły lampy, tylko noc majowa
Uczy się pieśni miłosnych na flecie
Urywa, słucha i znowu od nowa
Flet nawołuje z drzemiących osiczyn
Rzekę, o której tylko tyle wiecie
Że jest z zieleni i mówi o niczym. W tej okolicy jest zbyt uroczyście Jaskółki kreślą nad wodami freski W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski A usta milczą to, co widzą oczy Światło szeleści, zmawiają się liście Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy. Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie? W ubiorze błazna, ptaka i anioła Ona spod ziemi niebieskie latarnie Tańczącą stopą pod sad nas przywoła Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią Będą się modlić i zabijać o nią. Im się sprzedaje święcone obrazki I wodą w górze ucisza się w nich Grają organy i z twarzy im maski Zrywa idący po przez popiół mnich A w tedy widać, że święci i oni Smucą się w cieniu tej samej jabłoni. Do tych ludzi starczy zejść z pagórka Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku Skrzypce gdzie śpiewka stroszy siwe piórka A staną w tańcu, choć by na obłoku I przyszło im krzesać oberka I z piekła wezmą tancerkę jeśli ich urzekła Tak tu będzie jak bywa po burzy Kiedy wystarczy ręką trącić gałąź A by czuć jeszcze fosfór błyskawicy Tego obrazu flet już nie powtórzy Przed nami stoi miska soczewicy Bo się ci ludzie urodzili w tańcu I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic Chodzą się modlić do gwiazd na różańcu Albo oparci plecami o sad Szukają w sobie kocią trwogą źrenic Ziemi, przez, który biegnie mirry ślad. W tedy się nagle mój kraj komuś przyśni Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni Spłoszona gałąź ucieknie od liści Ptak zawoła przez sen leśne echo Wieczorna zorza odchodząc zadudni I nocne gniazdo uwije pod strzechą. Pogasły lampy, tylko noc majowa Uczy się pieśni miłosnych na flecie Urywa, słucha i znowu od nowa Flet nawołuje z drzemiących osiczyn Rzekę, o której tylko tyle wiecie Że jest z zieleni i mówi o niczym.
| |