Mogę Wam tylko powiedzieć, że we środę o 9 rano wywieźli mnie na salę operacyjną, o 10 przywieźli z powrotem, a we czwratek o 9:50 wysiadałem z taksówki pod własnym domem. Na razie jeszcze kleik i bułeczka z twarożkiem, ale po tym się szybko dochodzi do normy. Przynajmniej jedno jest pewne: na TE święta raczej się nie przejem... :-)))