Gdy na estradzie pianista bebni Szopena, mowi sie, ze czar Szopenowskiej muzyki w interpretacji genialnego pianisty oczarowal sluchaczy. Lecz, byc moze w rzeczywistosci zaden ze sluchaczy nie zostal oczarowany. Nie jest wykluczone, ze gdyby im nie bylo wiadome, ze Szopen jest wielkim geniuszem, a pianista rowniez, z mniejszym zarem wysluchaliby tej muzyki. Jest mozliwe rowniez, ze jesli kazdy z nich blady z entuzjazmu, bije brawo, krzyczy i sie miota, nalezy przypisac temu, iz inni takze miotaja sie krzyczac; albowiem kazdy z nich mysli, ze inni doznaja straszliwej rozkoszy, nadziemnego wzruszenia, wobec czego i jego wzruszenie zaczyna rosnac na cudzych wzruszeniach i w ten sposob latwo moze sie wydarzyc, ze choc nikt na sali nie zostal bezposrednio zachwycony, wszyscy przejawiaja oznaki zachwytu - poniewaz kazdy przystosowuje sie do swych sasiadow. I dopiero gdy wszyscy w kupie podnieca sie miedzy soba nalezycie, dopiero wowczas te oznaki wywoluja w nich wzruszenie. Ktoz jednak moglby powiedziec ile w tej pieknosci jest prawdziwego piekna a ile historyczno-socjologicznych procesow. Czy nie widziecie zatem ile najrozniejszych i czesto pozaestetycznych czynnikow sklada sie na wielkosc artysty i dziela ? :D:D:D